500 kilometrów w 8 dni na trenażerze rowerowym? To jest możliwe! I choć ktoś może powiedzieć, że jazda w pomieszczeniu to żaden wyczyn, to zapraszam do spróbowania. Wcale nie jest łatwo. Po raz drugi w ogóle, a po raz pierwszy na Zwiftcie, zaliczam wyzwanie Rapha #Festive500. Jak to zrobić?
O co w tym chodzi?
Nie wszyscy wiedzą (i się z tym zgadzają), ale w okresie jesienno-zimowym spora część kolarskiej społeczności prowadzi sportowe życie na Zwifcie. Z tej najpopularniejszej aplikacji do jazdy na trenażerach korzystają ludzie z całego świata. Połączenie treningu z grą komputerową, rywalizacja z innymi i spotkania z tysiącami ludzi w wirtualnym świecie sprawiają, że zima nie jest już taka nudna, zimna, ciemna i depresyjna.
Co chwilę pojawiają się na Zwifcie eventy o różnym poziomie trudności, a także challenge. Jednym z nich jest Rapha #Festive500 – wyzwanie rowerowe, które polega na przejechaniu 500 kilometrów w dniach 24-31 grudnia, czyli od Wigilii do Sylwestra. Całość należy udokumentować w aplikacji Strava.
Do 2020 roku liczyła się tylko jazda outdoorowa, ale w związku z pandemią koronawirusa i restrykcjami jakie wprowadzono w niektórych państwach (ograniczenie aktywności fizycznej na świeżym powietrzu), organizator czyli brytyjska marka kolarskiej odzieży Rapha w porozumieniu z Zwiftem wprowadziła możliwość jazdy indoor czyli w pomieszczeniach.
Po co to komu?
Nie każdy lubi wyzwania, ale są tacy, którzy chcą sprawdzić siłę swojego charakteru i przesuwać własne granice komfortu. Udział w wyzwaniach sprawdza naszą wytrwałość, systematyczność, uczy organizacji czasu, dyscypliny, pokory i cierpliwości. Jest lekcją, z której możemy wyciągnąć wnioski i jeszcze bardziej zmotywować się (lub nie…) do dalszych działań. Niektórzy potrzebują tego jak ryba wody. Nic dziwnego zatem, że do wyzwania 500 km w 8 dni przystępuję co roku kilkadziesiąt tysięcy rowerzystów.
Po raz pierwszy chciałam sprawdzić się w Rapha #Festive500 w 2020 roku. Podziwiałam ludzi, którzy wcześniej zaliczyli ten challenge i mieli o czym opowiadać. Pomyślałam: dlaczego nie? Przecież to nie jest wyścig, jazda na czas, rywalizacja z innymi, a proste zbieranie kilometrów. Samemu ustala się trasy i poziom ich trudności, samemu wybiera się typ roweru do jazdy, porę dnia, dzień i ilość kilometrów do przejechania.
Wymagane 500 km zebrałam podczas jazdy na dworze na rowerze MTB. Pomógł mi urlop w przerwie świątecznej, bo wolny czas poświęciłam właśnie na rower. Miałam to szczęście, że w tamtym sezonie dopisała pogoda. Zima była praktycznie bez śniegu, z lekkim mrozem, ale bezdeszczowa i słoneczna. Tym większa była radość z osiągniętego celu, gdy okazało się, że w ostatnim dniu jazdy miałam już pierwsze oznaki koronawirusa. Ale dałam radę!
Dlaczego na Zwifcie?
Może to kwestia wieku, może zmieniającego się odczuwania zimna, może trochę potrzeba zapewnienia sobie większego komfortu, braku czasu, a może potrzeba zebrania nowych doświadczeń sprawiła, że dwa lata później, czyli w 2022 roku zdecydowałam się ponownie przystąpić do wyzwania, ale na Zwifcie.
W specjalnym pokoju, nazywanym przeze mnie pieszczotliwie “Jaskinią Wytopu”, mogłam zaszyć się i pedałować na trenażerze w dogodnej chwili. Była jazda przed kolacją wigilijną, przed bożonarodzeniowym śniadaniem, południami po pracy czy przed zabawą sylwestrową. Towarzyszyła mi płynąca z głośników ulubiona muzyka motywacyjna, kolorowe światełka, duży ekran telewizora z widokiem na wirtualną trasę, a do tego na wyciągnięcie ręki była woda i przekąski do jedzenia w trakcie jazdy.
Komfort jazdy – jak dla mnie – o wiele lepszy niż na dworze. Szczególnie, że nie przepadam za jazdą na rowerze kiedy jest ciemno. Bo jeśli nie ma się urlopu w okresie międzyświątecznym i trzeba iść do pracy, to po powrocie do domu, o tej porze roku, o godz. 16.00 jest już prawie noc. No i ten komfort termiczny. Dwie minuty ubierania się w spodenki i koszulkę i tyle samo rozbierania. Jazda zimą na dworze to m.in. 20 minut ubierania się na cebulkę i pół dnia odtajania z zimna.
Bez przygotowania?
Wyzwanie na Zwifcie wydaje się proste, ale wcale takie nie jest. To raczej zadanie dla osób, które już jeżdżą na trenażerach w domu i choć trochę lubią zwiftować. W przeciwnym razie będzie to jazda “za karę” i cel nie do osiągnięcia.
Czy trzeba się do niego specjalnie przygotować? Aby zebrać 500 km w 8 dni trzeba wykręcić codziennie 62,5 km. To minimum dwie godziny aktywności fizycznej, zakładając że będziemy jeździć każdego dnia. Jeśli jakiś dzień wypadnie nam z różnych przyczyn, następnego dnia trzeba nadrobić stracone kilometry. Dlatego warto ustalić taktykę – ułożyć plan na każdy dzień, zostawiając niewielki margines na odstępstwa.
Można podzielić jazdy na krótsze i dłuższe trasy, np. jednego dnia zaplanować do przejechania 40 km, a drugiego 80. Tym bardziej, że w każdej chwili można zsiąść z roweru, odpocząć, skorzystać z toalety, zjeść coś konkretnego i powrócić do jazdy. Można też np. przez 5 dni jechać po 100 km albo i więcej. A uwierzcie mi, że są takie osoby. Potwierdzają to wpisy ludzi z całego świata, których mija się na trasie. Po dwóch dniach od startu wyzwania niektórzy mają nawet po 300 km.
Chyba najlepiej zacząć wyzwanie od dłuższych dystansów, czyli np. pierwsze dwa-trzy dni po 70-80 km, aby pod koniec tygodnia, gdy już spadnie motywacja i energia, zmniejszyć ilość kilometrów do pokonania (np. do 30-40 km) i skrócić czas spędzony na trenażerze.
Pomaga jazda po płaskich trasach. Na pewno znajdziecie takie w wirtualnym świecie Watopii. Bo challenge polega na uzbieraniu konkretnej ilości kilometrów, a nie na kolekcjonowaniu przewyższeń. Dlatego warto wybierać szybkie i płaskie trasy, jak np. Tempus Fugit, Triple Flat Loops czy Beach Island Loop, na których można wykręcić średnią min. 32-33 km/h.
Doskonałą motywacją są na pewno meet up’y i eventy na Zwifcie. Jeśli nadejdzie ciężki moment i chwila słabości, to polecam wziąć udział w zorganizowanej ustawce, najlepiej o średnim poziomie trudności, jak np. grupa D. Wiadomo, że wtedy jedzie się łatwiej, a czas szybciej mija. Jak podczas ustawek na Zwifcie z dziewczynami z Yolobike, które odbywają się regularnie w każdy wtorek.
Warto mieć pod ręką wodę lub izotonik, a do tego przekąski takie jak np. banany, żele energetyczne, batoniki, suszone owoce, a nawet bułkę z Nutellą. To, że jeździmy w pomieszczeniu, nie oznacza że nie musimy uzupełniać energii. Mocno się pocimy, nawet wtedy, gdy wieje na nas zimne powietrze z wiatraka i otwartego okna. Po każdej jeździe należy też uzupełniać węglowodany i witaminy. Fajny jest świeży sok z pomarańczy. Polecam też wspomagać się magnezem.
O czym jeszcze należy pamiętać? O zabezpieczeniu się przed ewentualną awarią sprzętu. Czasami może się zdarzyć, że zawiesi się aplikacja, zerwie się połączenie komputera z trenażerem i po prostu “wywali” nas ze Zwifta. Kto tak nie miał? Wtedy cała jazda, czyli kilkadziesiąt przejechanych kilometrów i czas spędzony na rowerze po prostu wyparują. A to może być już niemożliwe do nadrobienia!
Podobno magicy mogą odzyskać ze Zwifta niezapisane na Stravie jazdy (nie wiem, nie próbowałam), ale radzę jednak mieć dodatkowo podpięty do trenażera i włączony licznik rowerowy. Wprawdzie Garmin zaniża o kilka procent ilość przejechanych kilometrów i średnią prędkość w porównaniu ze Zwiftem, to jednak lepiej mieć ich 50 niż wcale.
Podsumowanie
Wyzwanie Rapha #Festive500 na dworze czy na Zwifcie? Mając porównanie z 2020 i 2022 roku chyba jednak wybieram trenażer. Dlaczego?
- odpada jazda po ciemku, po śniegu czy w deszczu;
- odpada dyskomfort odczuwania niskich temperatur;
- poświęcasz mniej czasu na zbieranie kilometrów (większa średnia na trenażerze);
- odpada czyszczenie roweru po każdej jeździe;
- odpada ryzyko upadku na lodzie i kontuzji;
- odpada szybkie pranie i szybkie suszenie zimowych ubrań.
Czyli czas, czas i jeszcze raz czas. Jeśli musisz wyjechać na święta, chcesz spędzić ten czas z rodziną, dziećmi, a w przerwie świątecznej nie masz urlopu i wracasz późnym popołudniem z pracy, to ciężko będzie ukończyć takie wyzwanie. Ale dla chcącego…
Mimo wszystko polecam. Czy na dworze czy na Zwifcie jest to dobra okazja, aby nie przytyć na święta i na bieżąco spalać nadprogramowe kalorie z pierożków, uszek, śledzi, makowców i serników. To okazja, aby pokonać swoje lenistwo, sprawdzić swoją wytrwałość, wyprodukować trochę endorfin i z satysfakcją i z dumą zakończyć rok.
GRATULUJĘ wszystkim, którzy podjęli się tego wyzwania.