PoCOVIDowa forma w lesie

Nigdy nie myślałam, że powrót do sprawności fizycznej po przejściu choroby Covid-19 może być taki trudny. Też tak macie? Choć od zakończenia choroby minął ponad miesiąc, nadal mam wrażenie, że forma została w lesie i czuję, że niewiele mogę zrobić. Lekarze zalecają rozwagę i cierpliwość. Ale sezon rowerowy tuż-tuż.

Forma do czasu

Dobrze wiecie, że nie zależy mi na wielkich osiągnięciach. Nigdy nie byłam i nie będę wielką zawodniczką, w wyścigach występuję sporadycznie, na lokalnych ustawkach też nie błyszczę, ale staram się być sprawna fizycznie i radzić sobie podczas jazdy na rowerze.

Do tej pory trenowałam na tyle, na ile mogłam i pozwalał mi na to czas. Rower, trochę bieganie, indoor cycling, treningi siłowe, rzadziej pływanie – trochę tego było. Ostatnie lata były intensywniejsze rowerowo, a ponad 12 tysięcy kilometrów przejechanych w ubiegłym roku to dowód na to, że było całkiem, całkiem dobrze. Do czasu aż pojawił się wirus Covid-19.

Ale naiwność!

Żyłam w głębokim przekonaniu, że sprawa mnie nie dotyczy. Pewnie dawno przeszłam chorobę i to bezobjawowo, albo w ogóle. Przecież aktywne, zdrowe i w miarę młode organizmy obronią się przez zarażeniem. Jaka byłam naiwna!

Do dziś wspominam 31 grudnia ub.r. i swoją ostatnią jazdę w ramach akcji Rapha Festive 500. Ponad 50 kilometrów jazdy z Covidem, chociaż jeszcze o tym nie wiedziałam. Czułam się źle, ale to miało być zwykłe przemarznięcie i przeziębienie. Potem zaczęła się akcja.

Pozytywny test na obecność koronawirusa, dwutygodniowa izolacja domowa i prawie miesiąc bez treningów. Do dziś nie mogę wrócić do formy sprzed choroby. Wiem, że nie tylko ja.

Powrót do normalności

Jeśli myślicie, że nie mam kondycji, bo przez Covid wylądowałam w szpitalu, pod respiratorem, miałam 40 stopni gorączki i ledwo uszłam z życiem, to się mylicie. Miałam “tylko” kaszel, katar, utratę smaku i węchu, bóle głowy, permanentne zmęczenie i senność oraz dość mocne bóle stawowo-mięśniowe. Czyli taka (cyt.) “lekka, przyjemna choroba” w porównaniu z innymi, poważnymi i tragicznymi przypadkami. A jednak.

Oj, jak trudno było wrócić do codziennych obowiązków, a jeszcze trudniej do treningów. Awans w pracy, nadrabianie zaległości, tempo dnia codziennego i nowe wyzwania – I love it! Ale nie po Covidzie!

Wpięta na trenażer szosa, na której zalegała już centymetrowa warstwa kurzu, aż prosiła się do jazdy. Strava wręcz huczała od natłoku zimowych jazd znajomych, szczególnie w weekendy. A mi pozostał tylko spacerek…

Potem stopniowo i powoli zaczęłam kręcić na trenażerze. Pierwsza jazda miała miejsce dokładnie trzy tygodnie po uzyskaniu pozytywnego wyniku testu na koronawirusa. Czas jazdy to całe 30 minut, bo tylko tyle byłam w stanie wytrzymać.

Poza tym taki był właśnie plan. Pierwszy tydzień spokojnego powrotu, aby tylko rozkręcić nogę. Kolejne jazdy w domu “na chomiku” były dłuższe, do godziny, ale niezbyt intensywne.

Jaka była więc radość, kiedy pierwszy raz po miesiącu przerwy wsiadłam na rower. I to w takich zimowych okolicznościach przyrody!

Kolejne tygodnie to przeplatanie trenażera z rowerem na zewnątrz, ale bez nacisku na wyniki, siłę i intensywność. Za każdym razem było lepiej i pojawiła się nadzieja, że w następnych tygodniach nie będzie już śladu po chorobie.

Skutki Covidu

Co mi najbardziej dokucza? Problemy z oddychaniem. Ostatnia wizyta u lekarza potwierdziła jednak, że nie mam szmerów i zmian na płucach, ale krótki i płytki oddech pozostał. Coś jest w tym, co mówią inni ozdrowieńcy, że wejście na drugie piętro sprawia teraz problem i powoduje zadyszkę.

Podobnie jest z jazdą na rowerze. Głowa chce jechać, nogi też, ale brakuje tlenu w płucach. Przy interwałowej jeździe pojawia się szybki, płytki oddech i po prostu cię zatyka. Tętno rośnie o ok. 20%, a serce kołacze jak oszalałe. Już wiem, że w takiej chwili trzeba odpuścić i uspokoić organizm. Pomagają też głębokie wdechy przez nos, które warto ćwiczyć na co dzień.

Kolejna sprawa to mgła mózgowa. I proszę się nie śmiać, gdy poproszę, abyście powtórzyli to, co do mnie powiecie. Dezorientacja, zapominanie, niezdolność do skupienia się i problemy z komunikacją – to częste konsekwencje zarażenia Covid-19. Ma to związek ze zmianami w układzie nerwowym organizmu. Zapamiętywanie dat, imion, cytatów, a nawet wypowiedzianych wcześniej słów, stało się problemem. Ale to podobno tymczasowe.

Do tego dochodzi permanentne zmęczenie organizmu. Powrót z pracy do domu zaczynam od min. 30-minutowej drzemki, albo odpoczynku na kanapie. Nie wiem czy to kwestia nadmiaru obowiązków w pracy, czy osłabienia po-covidowego. O utracie smaku i węchu nie będę nawet wspominać, bo do dzisiaj te zmysły nie funkcjonują na 100%.

Mówi się, że powrót do formy (fizycznej i psychicznej) po chorobie covidowej może trwać nawet miesiącami. Warto zatem obserwować swój organizm i w miarę możliwości ćwiczyć ciało i umysł. Ci, którzy nie mają z tym problemów to wielcy szczęściarze!

Plus jest taki, że jak na lokalnej ustawce zostanę z tyłu na pierwszej górce, to nie będzie moja wina. Zwalę wszystko na Covid.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *