W sumie po nic. Bo kolarz wcale nie musi biegać, a w pewnym momencie nawet nie powinien. Ale osobiście nie widzę nic złego w lekkim wybieganiu czy w marszobiegach, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Przeczytaj moje subiektywne odczucia z biegania, z przymrużaniem oka.
(Nie) lubię biegać!
Osobiście nie lubię biegać. Biegam, bo inni biegają i fajnie wyglądają. Ja biegam słabo i wcale nie wyglądam przy tym dobrze.
Mam na to świadków – wszystkich uczestników Yolorun czyli naszych zimowych treningów biegowych. Zamiast trzymać pion i unosić się jak piórko, to po dwóch kilometrach biegu był już gil z nosa i sapanie. Dlaczego więc znosiłam dzielnie te środowe męki, a nawet biegałam dodatkowo w weekendy?
Bo gdzieś przeczyłam, że bieganie to doskonała forma budowania wytrzymałości tlenowej w okresie przygotowawczym każdego rowerzysty. Chodził mi głównie o urozmaicenie treningu zimowego, pracę z innymi mięśniami, zbudowanie bazy tlenowej, a także motywację, aby wyjść po południu z domu, nawet w najbardziej zimne i wietrzne dni.
Yolorun zamiast Yoloride
Udało się! Zamiast ustawek kolarskich Yoloride przez cztery jesienno-zimowe miesiące (od listopada do początku marca) raz w tygodniu spotykaliśmy się na Yolorun. W kameralnej grupce biegaliśmy tak po 5 – 7 km. Czasami cieżko było zmobilizować się i wyjść z domu, gdy po pracy czekały ciepłe kapcie, gorące kakao i Netflix. Ale nie! Biegaliśmy dzielnie!
Pierwsze spotkania to typowe marszobiegi. Przykładowo: dwie minuty biegu i trzydzieści sekund marszu. I tak naprzemiennie przez ok. 40 minut. Poziom wytrenowania biegaczy był rożny, ale większość interesowały właśnie takie wolne wybiegania. W rezultacie skończyliśmy Yolorun na początku marca, stałym biegiem 6 km, z prędkością ok. 6.20 min/km.
Biegam bo (nie) lubię
Nie zamierzam nikogo przekonywać, że bieganie jest świetne. Albo się je polubi, albo nie. Osobiście z różnych względów nie przepadam za bieganiem, ale uwielbiam ten moment zaraz po treningu, kiedy – bez względu na przebiegnięty dystans i czas – czuję wewnętrzną satysfakcję z pokonania swojego lenia, własnych słabości, a nawet lęków.
Do tej pory wystartowałam w 5-6 biegach zorganizowanych. Najdłuższy dystans biegowy jaki w życiu pokonałam to 16 km. Nabawiłam się dwóch kontuzji podczas biegania, w tym naciągnięcia mięśnia przywodziciela, co skończyło się wizytą u ortopedy i rehabilitacją.
Teraz biegam 1-2 razy w tygodniu. Mimo, że bardzo się staram to za cholerę nie potrafię szybko biegać. 10 km pokonam w ok. 1 godz. 4 min. I nie mogę robić sobie dłuższych przerw w bieganiu. To tak jakbym zaczynała wszystko od zera.
Bieganie to zupełnie coś innego niż jazda na rowerze. Podczas biegania uruchamiamy zupełnie inne mięśnie, uczymy się równomiernego oddechu, wzmacniamy kości, ćwiczymy równowagę ciała i ogólną sprawność fizyczną.
Podczas sezonu zimowego, kiedy to zazwyczaj ograniczamy jazdę na rowerze, bieganie może stać się alternatywną formą treningu przygotowawczego. To również dobra forma ruchu podczas wakacji czy urlopu.
Podczas biegania łatwo jednak o kontuzje ścięgien i stawów. Dlatego specjaliści zalecają umiar i rekreacyjne bieganie. Czyli zaczynając od stopniowego wydłużania trasy biegowej, progresywnego zwiększania prędkości biegu, zamianę twardego asfaltu na bieżnię, a przede wszystkim na dobór odpowiedniego obuwia. Nie zapominajmy też, aby po każdym bieganiu poświęcić 10 minut na stretching oraz rolowanie łydek i ud.
Biegać czy nie biegać?
Oczywiście, że rekreacyjne bieganie nie podniesie naszej mocy progowej na rowerze i nie sprawi, że będziemy jeździć szybciej. Ale na pewno:
- poprawi naszą wytrzymałość tlenową,
- wzmocni nasz układ odpornościowy i krwionośny,
- pomoże spalić kalorie,
- pomoże zwalczyć stres i zmęczenie,
- wzmocni naszą odporność,
- pomoże w walce z depresją i nerwicą,
- pozwoli na lepszy sen,
- wydłuży o kilka lat nasze życie.
Kolarz nie musi biegać, a w szczycie sezonu startowego nawet nie powinien. Właśnie ze względu na ryzyko kontuzji.
Ale skoro traktujemy nasze kolarstwo tak bardzo amatorsko, jako formę rekreacji ruchowej, to swobodnie można łączyć je z bieganiem. Bo lepiej wyjść na godzinę pobiegać, niż nie robić nic. I tego się trzymajmy.