Każde inne tematy niż problem epidemii koronawirusa okazują się tak błahe, że nie ma sensu pisać teraz o nich na blogu. W planach był wpis o drużynie MTB, o nowych butach rowerowych oraz jeździe z Di2, ale te teksty będą musiały poczekać. Poczekać na lepsze czasy. Pytanie tylko kiedy znów będzie różowo?
Życie w czasie zarazy
Jeszcze trzy tygodnie temu wszyscy mieliśmy jakieś plany. Mniejsze lub większe, zawodowe czy prywatne oraz te sportowe. Mieliśmy cieszyć się ze wspólnej jazdy na rowerach, ścigać się w zawodach i wyjeżdżać na weekendy w góry i poza miasto. Nic z tego.
Teraz musimy ograniczyć wyjścia z domu, pracować jeszcze ciężej, a kto może to tylko zdalnie. Ja również przeniosłam swoje biuro do domu, ale nad tym akurat nie ubolewam. Najbliższa przyszłość stała się tak nieprzewidywalna i tak niepewna, że o wcześniejszych planach już nawet nie wspominamy. Pozostaje nam oczekiwanie na spokój.
Koronawirus zmienił nie tylko na nasze plany, ale też nas samych. Bo czym jest martwienie się o sportową formę czy brak startów w zawodach w obliczu epidemii, która szaleje na świecie i która przewróciła życie wielu z nas do góry nogami? Może przybędzie nam pokory, dystansu do siebie i życia? Może po tych przejściach zwrócimy uwagę na bardziej higieniczne życie, na naturę, na bycie bardziej gospodarnymi i oszczędnymi? Wierzę, że wyciągniemy z tego wnioski i jeśli ta zaraza ma coś w nas zmienić, to niech zmieni na dobre.
Nie będę Wam pisać jak trenować w czasach koronawirusa, bo mam wrażenie, że w ciągu ostatnich dni napisano już o tym wszystko. Nie będę też pouczać Was jak zachowywać się i jak postępować w czasie epidemii, bo trąbią o tym wszystkie media. Mam ochotę napisać krótko o tym, co zmienił wirus w naszym rowerowym świecie.
Tylko #soloride
Codziennie słyszymy o nowych ograniczeniach. Wyjścia z domu dotyczą już tylko niezbędnych potrzeb, jak przemieszczenie się do pracy, wyjście do sklepu, do apteki, do lekarza czy z psem. Wciąż niejasne jest czy możemy jeździć na rowerze i biegać czy nie. Może dla jednych to pytanie wyda się wręcz kuriozalne, bo przecież trzeba siedzieć w domu na tyłku, ale dla wielu z nas jest to bardzo ważny aspekt codziennego życia.
Nie było innego wyjścia jak zawiesić do odwołania nasze cotygodniowe ustawki kolarskie Yoloride. Zrobiłam to z bólem serca, więc zostaje tylko #soloride. Jeśli już mamy jeździć na rowerze to tylko pojedynczo lub w duecie. Sytuacja epidemiczna z dnia na dzień staje się coraz poważniejsza i nie należy bagatelizować apeli lekarzy, specjalistów, rządzących, a wziąć na siebie choć odrobinę odpowiedzialności.
Tyle było planów. Mieliśmy od kwietnia jeździć dwa razy w tygodniu, z podziałem na grupy zaawansowania, z nowymi osobami i we wtorki nasze dziewczęce ustawki kolarskie. Na razie nic tego nie wyjdzie. Jeździmy solo, albo najlepiej… wcale.
Jeśli już jeździcie, to pamiętajcie, aby nie witać się czule, nie dotykać się, zostawić ok. 1-2 m odległości od siebie. I nie zapominajcie, że nie plujemy podczas jazdy, nie smarkamy, nie kaszlemy i nie dzielimy się bidonem.
Stracony sezon?
Rowerzyści z Lubuskiego mają wyjątkowego pecha. Wszystko zaczęło się w listopadzie od afrykańskiego pomoru świń czyli tzw. ASF przez który zamknięte zostały lubuskie lasy. Nie tylko zakazano nam wjazdów do lasów, ale też odwołano wszystkie imprezy sportowe, których trasy prowadziły przez tereny leśne (zawody biegowe i rowerowe). Jeszcze w lutym nie było wiadomo kiedy rozpocznie się sezon dla drużyny Yolobike Sypniewski MTB. A gdy zniesiono już zakaz ASF, pojawił się koronawirus.
Wszystko było ustawione pod drużynę: sponsorzy, którzy spisali się na medal, nowe stroje teamowe, forma zawodników, którzy ciężko przepracowali okres zimowy, atmosfera w drużynie i nowe transfery. Tylko zawodów brak! I nadal nie wiadomo kiedy dokładnie się obędą.
Pozostaje albo czekać i trafić z formą latem, albo spisać ten sezon na straty i uprawiać kolarstwo romantyczne, albo szykować formę na 2021.
Jeszcze w różowe gramy
To miały też być wyjątkowe, okrągłe urodziny. Miał być tort, spotkanie z przyjaciółmi, może weekendowy wyjazd z mężem, a w rzeczywistości musiałam wszystko odwołać. Oczywiście najbliżsi nie zapomnieli o mnie. Może wkrótce pojawi się okazja, aby im szczególnie podziękować?
Jest trudno, a może być jeszcze trudnej. I nie piszę tu tylko o środowisku rowerowym. W moim 40-letnim życiu epidemia koronowirusa to chyba największy kryzys z jakim przyszło nam się zmierzyć. Chyba w czasach komuny i PRL-u nie było tyle niepokoju i niepewności co teraz… Chociaż niewiele pamiętam z tamtych czasów. Teraz chyba bardziej myślimy nie o tym, co dzieje się w tej chwili, ale jak my, nasza gospodarka, poskłada się po tym wydarzeniu.
Wierzę jednak, że jeszcze będzie różowo. I nie mam tu tylko na myśli naszej roześmianej yolobajkowej bandy w różowych strojach, ale codzienne życie, które kiedyś musi wrócić do normalności. Że znów pojawią się powody do uśmiechu, radości, do świętowania, do przeżywania wspaniałych chwil i sukcesów. Że spojrzymy na przyszłość w różowych kolorach, bez strachu o pracę, długi, niespłacone kredyty, zdrowie i bez strachu o pustą lodówkę.
Trzymajmy się razem, wspierajmy w trudnych chwilach, dbajmy o siebie i naszych najbliższych. Nawet kosztem wyjazdów na rower. Im bardziej się postaramy, tym szybciej znów może być różowo.