Jak cudownie spędzić cztery godziny w sobotni, wrześniowy dzień? Wybrać się na rower z fantastycznymi dziewczynami! Kolorowy peleton zielonogórskich kolarek przejechał 100 kilometrów w ramach akcji Rapha Womens 100. Przyłączyłyśmy się do światowej akcji i wspólnie promowałyśmy kobiece kolarstwo.
W grupie lub solo
Najlepsze przejażdżki to zawsze te, które są dzielone z innymi. A w takim towarzystwie to można jechać i jechać! Dlatego cieszę się, że tak liczna (jak na Zieloną Górę) grupa wspaniałych dziewczyn przyłączyła się do akcji Rapha Womens 100, której celem jest promocja kobiecego kolarstwa.
Właśnie w jeden dzień w roku rowerzystki na całym świecie umawiają się na wspólną jazdę, aby celebrować kobiecą społeczność rowerową. W tym roku organizator czyli Rapha Cycling Club nie narzucał formy imprezy. Z powodu obostrzeń związanych z epidemią Covid-19 zaliczały się również jazdy solo.
Zielona Góra świętowała już w sobotę, 5 września br., bo w niedzielę czekała nas kolejna ustawka Yoloride. Było kolorowo, radośnie, energetycznie, a przede wszystkim integracyjne.
Emocje i przeżycia
Dwanaście rozentuzjazmowanych dziewczyn wyruszyło na 100-kilometrową trasę z zielonogórskiego Ogrodu Botanicznego. Przejeżdżałyśmy przez takie miejscowości jak m.in. Drzonków, Racula, Droszków, Niedoradz, Nowa Sól, Lubieszów, Studzieniec, Radwanów i Ochlę. Trasę przejechałyśmy w czasie ok. 3 godz. 40 min. (czas netto) z prędkością ok. 28 km/h. Zobacz tutaj: https://www.strava.com/activities/4015196780.
Ale nie o liczby w tym wszystkim chodziło, a o dobrą zabawę, przeżycia i integrację.
Grupę tworzyły w większości dziewczyny, które systematycznie spotykają się na wtorkowych, babskich ustawkach kolarskich. Do tego grona dołączyły też lokalne triathlonistki i jedna zawodniczka ścigająca się w amatorskiej drużynie kolarskiej.
Były też rowerzystki, które właśnie podczas tego wydarzenia po raz pierwszy przejechały sto kilometrów na rowerze. Radość i satysfakcja z pokonanego dystansu była niesamowita! Nie zabrakło uśmiechów na twarzach i … łez wzruszenia.
Smacznie i kalorycznie
Zawsze uważałam, że dziewczyny potrafią o siebie zadbać. Dlatego też na trasie miałyśmy trzy postoje, na których czekały nas nas przygotowane wcześniej ciasta z truskawkami i śliwkami, rogaliki z dżemem, kolorowe kanapeczki, banany, kawa i cola. To wszystko serwował nam Marcin Zając (Yolobike Sypniewski MTB), którego pomoc na trasie i wsparcie techniczne z autem było nieocenione! Dziękujemy za back up!
Przygoda i pasja
Na trasie złapałyśmy jedną gumę. I gdy już wyciągnęłyśmy niezbędny sprzęt do wymiany dętki, okazało się, że to szytka (opona zszyta w jedną całość z dętką). Szybka akcja z udziałem auta technicznego, telefon do przyjaciela, transport zapasowego koła i można było jechać dalej w komplecie!
To nic, że dwa razy zmoczył nas trochę deszcz. Kto by się tym przejmował!
Na trasie towarzyszyła nam obsługa fotograficzna. Dzięki Fotobike – fotografia sportowa będziemy jeszcze długo wracać do zdjęć i wspominać to wydarzenie.
Dobrze, że fotograf nie ujął naszego zmęczenia i kryzysów, które pojawiły się na ok. 80-tym kilometrze.
Na koniec była prawdziwa uczta i to alkoholowa! Uczciłyśmy naszą setkę winem z “Piwniczki u dziadka” https://www.facebook.com/piwniczkaudziadka/ prowadzonej przez jedną z naszych kolarek Joannę Blandzi.
Po przejechaniu stu kilometrów wytrawne, białe wino smakowało wyśmienicie, a symbol miało podwójny. Wypiłyśmy i za sukces w postaci pokonania takiego dystansu, i dlatego, że właśnie rozpoczęło się w Zielonej Górze Winobranie.
Powtórka za rok!
Już nie muszę się martwić, że będę jeździć sama. Te czasy już (chyba…) nigdy nie wrócą, a za rok może być nas jeszcze więcej!
Ten dzień to dowód na to, że konsekwencja, wytrwałość, cierpliwość i naturalność w końcu zostały nagrodzone. Od początku marzyłam o takiej grupie, a przede wszystkim o koleżankach, które razem ze mną będą dzielić kolarską pasję.
Melduję wykonanie zadania, ale nie spoczywam na laurach. Jedziemy dalej i robimy swoje!