Nie wiem dlaczego, ale mówiąc o kolarstwie, coraz częściej wypowiadam słowo “rozsądek”. Być może to pokłosie wydarzeń związanych z ostatnim wyścigiem KE MTB w Jakubowie, a być może to kwestia życiowego doświadczenia. I boli mnie, że coraz więcej kolarzy stawia wyniki, ambicje i brawurę ponad zdrowy rozsądek. Dlaczego?
(Nie)potrzebny rozum
Jak powiedział Benjamin Franklin “zdrowy rozsądek to rzecz, której każdy potrzebuje, mało kto posiada, a nikt nie wie, że mu brakuje”. I coś w tym jest, nawet w odniesieniu do naszego kolarstwa.
Bo rozsądek to nic innego jak racjonalne myślenie, charakteryzujące się umiarkowaniem, chłodnym, praktycznym i rzeczowym spojrzeniem na daną sprawę, sytuację, a w większym kontekście – na otaczający nas świat. Każdy z nas powinien posiadać zdolność do trafnej oceny sytuacji, nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach, pod wpływem emocji, adrenaliny czy otoczenia.
Wiem wiem. Nie jest to proste, tym bardziej jeśli czujemy, że możemy więcej, że stać nas w danej sytuacji na pokonanie własnych słabości, na osiągnięcie lepszego wyniku, kiedy mamy zadanie do wykonania i dookoła presję znajomych, rodziny i (nie)przyjaciół.
Jednak jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć? Czy kosztem utraty swojego życia, zdrowia, przyjaciół, sukcesów i pozycji w grupie?
(Nie)odpowiednia pogoda
Nie będę udawać, że nic się nie stało. Chyba każdego z nas dotknęła śmierć zawodnika podczas ostatniego etapu Grand Prix Kaczmarek Electric MTB w Jakubowie. To wielka tragedia dla rodziny, najbliższych, ale też dla organizatora zawodów i żałoba w lokalnym światku kolarskim.
Jako obserwator tych zawodów i kibic drużyny Yolobike Sypniewski MTB mogę potwierdzić, że warunki pogodowe panujące tego dnia były ekstremalne. Żar lał się z nieba, ziemia i piasek wręcz paliły w stopy, temperatura na słońcu miała prawie 45 stopni, a dodatkowo na placu nie było zbyt wiele cienia. I do tego te ostatnie kilometry przed metą, kiedy zawodnicy musieli w tym piekle pokonać blisko pięciokilometrowy odcinek serpentyn na wykoszonym polu…
Czy zabrakło zdrowego rozsądku organizatorom, aby podjąć męską decyzję i skrócić trasę, czy raczej zawodnikowi, który przeliczył się ze swoimi siłami? Nie będę oceniać, ale smutek i żal pozostał. Część zawodników z powodu panujących tam warunków pogodowych zeszła z trasy zachowując przy tym właśnie zdrowy rozsądek. Bo nie ma nic na siłę.
A przecież często zdarza się, że bez względu na pogodę (upał, deszcz, mróz) wsiadamy na rower, bo “trening musi być odbyty”. Nie myślimy wtedy o zagrożeniach, o utracie zdrowia, a nawet życia. I zamiast rozsądku, górę bierze ambicja i chęć udowodnienia czegoś sobie i innym. Czy warto?
(Nie)obowiązkowy kask
Nigdy nie zrozumiem kolarzy, którzy jeżdżą na rowerze bez kasku. I choć dobrze wiem, że “co ma być, to będzie” i że nawet kask nie uratuje nam życia, to po co kusić los?
Jeszcze 20 lat temu symbolem każdego kolarza w peletonie była czapeczka kolarska na głowie i powiewające spod niej włosy. Nikt nie przejmował się jazdą bez kasku. Zmieniło się to po tragicznej śmieci Andrieja Kiwilewa podczas wyścigu Paryż-Nicea w 2003 roku. Wkrótce potem peleton został ubrany w kaski i tak już zostało.
Do dzisiaj spotykam kolarzy (szczególnie starej daty), którzy dalej nie jeżdżą w kaskach. Nie ukrywam, że raz czy dwa zdarzyło się to nawet na naszych ustawkach kolarskich Yoloride, ale zawsze powtarzam, że każdy jedzie na własną odpowiedzialność i wie z jakim to się wiąże ryzykiem.
Noszenie kasków to temat rzeka i wciąż dość kontrowersyjny. Ale to kolejny przykład na zdroworozsądkowość. Bo czasami trzeba odłożyć na bok swoje przekonania, nieustępliwość i przyzwyczajenia, aby zminimalizować ryzyko utraty zdrowia czy życia i zadbać o bezpieczeństwo swoje i innych.
(Nie)bezpieczna jazda
Czasami nie mam siły po raz kolejny upominać co niektórych i tłumaczyć im jak poprawnie zachowywać się podczas jazdy w peletonie. Zdarza się, że kolarze zapominają o naczelnej zasadzie, że nie są sami na drodze!
Jak często adrenalina bierze górę nad zdrowym rozsądkiem? Zamiast jechać zwartym szykiem – rozciągamy się, zamiast jechać parami – jedziemy trójkami, a nawet czwórkami i zamiast jechać zespołowo – urywamy się i wprowadzamy chaos. I choć zawsze ma być Fun&Smile to nie zapominajmy, że jazda w peletonie wymaga od nas skupienia i zachowania zdrowego rozsądku.
Bądźmy rozsądniejsi niż niektórzy kierowcy, którzy dają upust swoim negatywnym emocjom i pokazują jak bardzo nas nie cierpią! Jeśli systematycznie jeździcie w grupie, to wiecie jak (nie)potrafią zachować się na drodze. Sama jestem kierowcą z długoletnim stażem, ale nadal nie rozumiem co nimi kieruje? Czy próba zepchnięcia kolarza z jezdni lub gwałtowne zahamowanie przed peletonem to zemsta czy odreagowanie za słabszy dzień i życiowe niepowodzenia?
Bądźmy ponad nimi. Postępujmy rozsądnie, nie prowokujmy kierowców do niebezpiecznych zachowań i poruszajmy się po drogach zgodnie z zasadami.
(Nie) liczy się prędkość
Od dawna chodzi mi po głowie pomysł zorganizowania co najmniej jednej ustawki kolarskiej bez liczników, bez Stravy, bez Endomondo czy innych aplikacji. Bo coraz częściej mam wrażenie, że co niektórzy jeżdżą tylko dla koron, pucharków i jak największej średniej.
Pewnie, że to jest ważne! Bo te zdobycze odzwierciedlają nasze wyniki, progresy i naszą ciężką pracę treningową. Nie ukrywam, że też się cieszę, gdy uda mi się zdobyć QOM-a czy dowolny pucharek, bo każdy kto jeździ wie, jak wielka jest konkurencja i jak ciężko je osiągnąć. Ale w tym wszystkim musimy pamiętać o zdrowym rozsądku!
Jest czas na KOM-y i personalne rekordy, ale jest też czas na wspólną jazdę w peletonie w konwersacyjnym tempie, na przejażdżki w rodzinnym gronie, gdzie Strava okazuje się zbędnym dodatkiem czy na zwykłą koleżeńskość.
Czy też byliście świadkami, że jakiś kolarz nie zatrzymał się na drodze i nie pomógł np. przy awarii roweru, bo bał się zaniżenia średniej? Takie sytuacje się zdarzają, bo niektórzy uważają, że lepiej mieć kilkadziesiąt wirtualnych polubień na Stravie niż jednego kolegę, który osobiście podziękuje za pomoc udzieloną na trasie.
Zapytajcie o to organizatorów wyścigów np. MTB. Nie generalizuję, ale zdarza się, że ktoś upadnie na trasie, złapię gumę, a nawet zasłabnie i nie ma co liczyć na natychmiastową pomoc. Owszem, ktoś się kiedyś zatrzyma, ale może będzie to dwudziesty (a jak dobrze pójdzie to dziesiąty) mijający kolarz. Bo dla wielu nie liczy się zdrowy rozsądek a wynik, choćby miało to być 345, a nie 368 miejsce.
Zdrowy rozsądek kolarza
Zachowanie zdrowego rozsądku wymaga myślenia i to natychmiastowego. Trzeba szybko i trafnie ocenić sytuację, odpowiednio się zachować, postępując przy tym rozumnie i rozważnie, często kosztem własnych celów i priorytetów.
Nie wiem czy można nauczyć się myśleć i postępować rozsądnie. Może to kwestia charakteru, osobowości, kultury osobistej i towarzystwa, w którym przebywamy? Ale wiem, że w kolarstwie jest jak w życiu – warto spróbować uczyć się na swoich (i cudzych) błędach, wyciągać lekcję z przeżyć i zachować pokorę. A rozsądek przyjdzie sam.
Tak w ogóle, to bardzo fajny blog i teksty.
A propos tego tragicznego zdarzenia. To już tak jest, że kiedy tylko kupi się szosówkę, albo rower górski, to od razu człowiek czuje się zawodowcem, a to się nie da. Potrzebny jest – i o tym pisze tutaj w wielu miejscach autorka tego bloga – przede wszystkim rozsądek, rozwaga, wyobraźnia, wiedza i umiejętności. Trzeba poczytać trochęr o kolarstwie – trenowaniu, odżywianiu, odpoczynku. A badania lekarskie to podstawa.
Wiele, wiele lat startowałem w amatorskiej formule MASTERS i nikogo nie dopuszczono do wyścigu, jeżeli nie okazał zaświadczenie lekarskiego, z którego wynikało, że nie ma przeciwskazań do udziału w wyścigu kolarskim. Dzisiaj nikt nie pyta o twoje zdrowie i o zaświadczenie, dlatego musisz sam zadbać o takie badania, by mieć pewność, że ten sport – nawet w wydaniu amatorskim – jest dla ciebie – no, jeżeli chcesz się ścigać.